Obecnie, gdy słyszę słowo „Toastmasters” czuję entuzjazm i ponowną chęć znalezienia się wśród ludzi, z którymi dzielę swoją pasję do rozwoju, uważności na innych i świadomego życia.
To już półtorej roku.
To już półtorej roku, jak należę do Klubu.
Najpierw – w Częstochowie, niemal każdy wtorek, następnie – w Katowicach, niemal każdy czwartek. Niezmiennie. Gdy tylko nie mam w kalendarzu wpisanego czegoś pilnego – idę na spotkanie Klubu Silesia Toastmasters.
Choć… Co może być pilniejszego od odprężenia, radości, możliwości posłuchania autentycznych ludzkich historii i obserwowania tego, jak ludzie się zmieniają, otwierają, uczą, rozluźniają…?
Niewiele.

Dlatego przychodzę często.
Dzięki Toastmasters weekend zaczyna się dla mnie już w środę wieczorem. Wiem, że kiedy obudzę się w czwartek i polecę do biura, później wszystko będzie szło już z górki i lekko.
Popołudniu – spotkanie w formie warsztatów i przemówień, a wieczorem after party, wśród bratnich dusz. Zasnę zmęczona i usatysfakcjonowana, a budząc się w piątek, obudzę się już w dzień weekendu.

A jak to się zaczęło?

Zwykły, czwartkowy wieczór w nudnym mieście.

Był czwartek, jesienią. We wrześniu. Odwiedziła mnie przyjaciółka i koniecznie chciałam zabrać ją gdzieś, gdzie nie straci czasu, gdzie pozna coś nowego. Gazeta miejska, w której publikowano wydarzenia kulturalne i rozwojowe, podsunęła mi Toastmasters.
Poszłyśmy.
Mój początek był dość niefortunny, bo gdy na Gorącym Pytaniu poproszono mnie, jako gościa, do odpowiedzi, trafiłam na interpretację słowa „niedowierzanie”.
Opowiedziałam więc o tym, że nie dowierzam temu, że zamieszkałam w tej Częstochowie, nudnym mieście pełnym zwykłych dni.
Byłam szczera.
Wygrałam gorące pytania.
A później poszliśmy na after party.
Pizza z serem i limonkowe piwo.
Ludzie tak różnorodni, cudowni i otwarci, że pierwszy raz po przeprowadzce do nowego miasta, poczułam się u siebie.

Dziś nie powiem, że Częstochowa jest nudna. Częstochowę trzeba poznać, oswoić, docenić. Poznać – właśnie poprzez takich ludzi, jacy są w Toastmasters. Różnorodnych, odważnych, ciepłych.

Po przeprowadzce do Katowic, miasta betonu i pogubionych telefonów, czułam się bardzo samotna. Tradycyjnie. Katowice zawsze były dla mnie miastem monetyzacji moich talentów, miastem podnoszenia kompetencji, miastem z którego uciekam i wyjeżdżam przy każdej możliwej okazji.

Ale  Silesia Toastmasters mi je oswoiło. Poznałam ludzi i ich historie. Te poruszone na scenie i te osobiste, ludzkie. Wiem, dlaczego koleżanka pali światło w oknie o 2.00 w nocy i czemu kolega odważył się złamać schemat.

Każdy wieczór w Toastmasters to świadectwo pielęgnacji czasu, który mamy. Wspaniale w tym klubie jest to, że jego filie są na całym świecie. W każdym dużym mieście. Gdziekolwiek się przeprowadzisz, gdziekolwiek się znajdziesz, tam znajdziesz przestrzeń do współdzielenia swoich pasji, zrozumienie i mądre ludzkie historie.

Polecam i zapraszam z całego serca.

Justyna Poluta.